wtorek, 27 kwietnia 2010

Urugwaj i pogranicze z Brazylią

Moja pierwsza podróż w Ameryce Łacińskiej. I to w tydzień po przyjeździe. Ponieważ w Brazylii Wielki Piątek jest dniem wolnym od pracy, wybraliśmy się do najbliższego kraju na kontynencie, czyli Urugwaju (ok 400km od Porto Alegre, co jest naprawdę niewielką odległością, biorąc pod uwagę to, że najbliższe duże miasto brazylijskie – Curitiba jest oddalona o ponad 700km). Co prawda nie zwiedziliśmy żadnego większego miasta, ale zobaczyliśmy historyczny fort obronny, ocean i miasto graniczne.

Podróż zaczęliśmy w czwartek wieczorem. Poza mną wybierała się grupa AIESECerów z Porto Alegre oraz kilku praktykantów z: Chin, U.S.A., Kolumbii i Portugalii. Mi przyszło jechać samochodem z Igorem (Brazylijczyk polskiego pochodzenia, niestety w naszym pięknym języku zna tylko kilka podstawowych zwrotów) i jego dziewczyną. Po drodze zatrzymaliśmy się w przydrożnym Motelu nienajlepszej jakości. Świadczyć o tym może sam fakt, że pokoje wynajmowało się na godziny… Poniżej zamieszczam kilka zdjęć które ukazują po trosze styl tego miejsca ;)

Goodbye_Party_(2_of_77) “Łoże”

Goodbye_Party_(3_of_77)  Przypadkowy “współlokator” z łazienki…

Następnego dnia kontynuowaliśmy podróż do Urugwaju, a celem pośrednim (nie dla wszystkich, ponieważ zdawało się, że dla współtowarzyszy z mojego samochodu był to cel główny…) była miejscowość graniczna Chuy (czyt. Szui). Tam znajdowała się niezliczona ilość sklepów bezcłowych i wielki kontrasty pomiędzy nimi a otaczającą architekturą i infrastrukturą. Nie będę się rozwodzić co do samego miejsca, myślę, że same zdjęcia powiedzą znacznie więcej.

kilka zdjęć wykonanych z samochodu:

Goodbye_Party_(4_of_77)

Goodbye_Party_(5_of_77)

i te nie z samochodu:

Goodbye_Party_(6_of_77)

Goodbye_Party_(7_of_77)

pralnia przy stacji benzynowej

Goodbye_Party_(8_of_77)

warsztat samochodowy

Goodbye_Party_(9_of_77)

Goodbye_Party_(10_of_77)

lokalny “transport”

Goodbye_Party_(11_of_77)

panorama rodem z gry “Fallout” czyli po wojnie atomowej ;)

Goodbye_Party_(73_of_77)

kolejny warsztat samochodowy o jakże trafnie dobranej nazwie ;)

Goodbye_Party_(74_of_77)

Goodbye_Party_(75_of_77)

“Garaż, nie parkować”

Goodbye_Party_(76_of_77)

Goodbye_Party_(68_of_77)

przepięknej urody śmietnik

Naszym punktem docelowym była miejscowość Fortaleza de Santa Tereza czyli w wolnym tłumaczeniu Fort Świętej Teresy. Mieszkaliśmy na campingu mieszczącym się na terenie wojskowym położonym na wybrzeżu Oceanu Atlantyckiego. Zaraz przy campingu znajdował się również historyczny dla tego regionu fort obronny (stąd nazwa miejscowości) liczący sobie ok. 300 lat. Niestety własnych zdjęć z niego nie posiadam, gdyż znacznie bardziej urzekł mnie zachód słońca i do środka już nie wszedłem. Poniżej kilka zdjęć owego zachodu słońca:

Goodbye_Party_(29_of_77)Goodbye_Party_(49_of_77)Goodbye_Party_(27_of_77)  Wspólne zdjęcie całej ekipy

Z innych ciekawych rzeczy (dla europejczyków raczej) to roślinność. Pomimo, iż klimat w Urugwaju wcale nie należy do tropikalnych, szata roślinna jest dość ciekawa, prawdopodobnie nie będzie widać wszystkiego na zdjęciach, ale dla zainteresowanych wrzucam je poniżej:

Goodbye_Party_(70_of_77)

Goodbye_Party_(71_of_77)

Dodatkowo za uprzejmością Daviego i Joany umieszczam kilka zdjęc znad oceanu (mój aparat przebywał niestety w zamkniętym samochodzie… )

DSC05399

DSC05400

DSC05411 DSCF2521

 Andrzej Zdobywca

DSCF2571

Wspólna panorama, niestety krzywo sklejona…

Niestety jak, widać na zdjęciach pogada specjalnie nie dopisała, ale mimo wszystko uważam ten wyjazd za udany. Oprócz zwiedzania udało nam się także załapać na koncert na plaży w nocy, więc i zabawy też trochę było :)

Poniżej mały bonus oraz pełny album ze zdjęciami (in progress…):

Goodbye_Party_(40_of_77)

Ilu Brazylijczyków zmieści się w jednym Volkswagenie?

środa, 14 kwietnia 2010

Wycieczka do Brasili

Hej, właśnie udało mi się kupić bilet do stolicy :) Za tydzień w środę wylatuję i wracam w niedzielę. Możecie spodziewać sie jakiejś fotorelacji :) Szczególnie, że w tym czasie kiedy będę odbywać się mają wielkie uroczystości z okazji 50-lecia miasta!

Pierwsze wrażenia z Porto Alegre

Minęły już prawie trzy tygodnie od mojego przyjazdu na Brazylijską ziemię, a jeszcze nie napisałem niczego o normalnym życiu i moich pierwszych spostrzeżeniach. Z tym wpisem się to zmieni :)

Zaczynając od tego co rzuca się w oczy jako pierwsze, czyli od samego wyglądu miasta muszę powiedzieć, że wygląda to inaczej niźli sobie wcześniej wyobrażałem. Porto Alegre (tu trzeba pamiętać, że to stolica wysuniętego najbardziej na południe stanu Rio Grande do Sul, gdzie ludność wywodzi się głównie z emigracji europejskiej – Włochy, Niemcy, Portugalia i Polska) wygląda nowocześnie i wcale nie biednie. Szerokie ulice, nowoczesne wieżowce, dużo zieleni i parków, wiele centrów handlowych… nie różni się znacznie od miast europejskich pod tym względem. Wiele osób, które oglądały filmy dziejące się w Brazylii takie jak chociażby świetne “Miasto Boga” Fernando Meirellesa, zapewne ciekawią tutejsze dzielnice biedy, tzw. “favelas”. Otóż jak na razie nic takiego nie widziałem w Porto Alegre! Podobno gdzieś na obrzeżach miasta są dzielnice, gdzie poziom życia jest bardzo niski, ale też nie wygląda to aż tak jak w Rio czy Sao Paulo. Na ulicach czasem można zobaczyć biedę. Raz na jakiś czas ulicą przejedzie furmanka zaprzężona w konia (albo i nie!) wypełniona zebranymi butelkami, puszkami i wszystkim innym co da się sprzedać, rano na trawnikach w niektórych miejscach można zobaczyć pojedynczych bezdomnych śpiących pod kocami. To wszystko. Dla niektórych na pewno będzie to dużo, ale trzeba pamiętać, że Brazylia jest krajem o największych różnicach w dochodach w obu Amerykach! Poza tym nie jest to na taką wielką skalę i bardzo nie kłuje w oczy.

Kolejną rzeczą jest ruch samochodowy. Odkąd rząd Brazylii kilka lat temu obniżył poziom podatków od samochodów (z kosmicznego na baaardzo wysoki) ilość osób zmotoryzowanych dramatycznie wzrosła. Ruch jest duży, kultura jazdy jest niska, a i umiejętności kierowców często wołają o pomstę do nieba… Pasy na jezdni zdają się być namalowane jako ozdoby, kierunkowskazy mają chyba podobną funkcję, kierowcy bardzo rzadko zatrzymują się przed przejściem dla pieszych. Nie jest najlepiej… Oczywiście są wyjątki, ale ogólny obraz jest dość dramatyczny. Kultura jazdy w Polsce w porównaniu z Brazylią jest na bardzo wysokim poziomie (o zgrozo). Przechodnie też w sumie nie są lepsi i wchodzą na ulice kiedy tylko nie jedzie samochód. Światła dla pieszych jakby nie istnieją.

Zostając przy tematyce motoryzacyjnej to co rzuciło mi się w oczy, to marki samochodów. Jeździ np. dużo Opli, ale nie są Oplami ale… Chevroletami. Volkswageny mają jakieś dziwne odmiany. Dacie jeżdżą pod marką Renault. Jedyne co jest takie samo, to Citroeny i Peugeoty.

Co do cen w Brazylii, to, no cóż, są wysokie. Nie na wszystko oczywiście, ale ogólnie nie jest tanio. Szczególnie jeśli chodzi o dobra bardziej luksusowe jak elektronika czy samochody. W obydwu przypadkach ceny są średnio o 30-50% wyższe niż ceny w Polsce! Czasem ta różnica potrafi sięgnąć znacznie więcej… Jedzenie, z drugiej strony, nie jest jakoś specjalnie drogie. Ceny porównywalne z polskimi, z tym że tutaj mamy najróżniejsze świeże owoce jak mango, banany ( w wielu odmianach), ananasy (tak samo), papaje, maracuje, guiaby, limonki, itd. wiele z tych owoców widziałem po raz pierwszy w życiu i nazwy nawet nie znałem :) W przyszłości postaram się opisać wszystkie owoce :) Owoce są pyszne, ale chleb jest ohydny… Miękki, pompowany i niespecjalnie smaczny… Poza tym naprawdę ciężko znaleźć chleb inny niż tostowy :(

Teraz najważniejsze – dziewczyny ;) Tak, są naprawdę ładne :] Oczywiście nie tak jak Polki ;)

środa, 7 kwietnia 2010

Brazylijski football

Czyli największa miłość Brazylijczyków. Każdy tutaj kocha futbol. Bez względu na wiek, płeć, rasę, wyznanie, status społeczny. Poza taką piłką jaką znamy z telewizji, gra się tutaj też w hali, na otwartym powietrzu na boisku wielkości tego z hali, na ulicach, podwórkach – wszystko ma swoje ligi, zorganizowane kalendarze meczowe i co tylko się da :) Każde miasto, miasteczko, wioska ma swoją drużynę. A Porto Alegre ma dwie duże. I to jakie! Chwalą się, że są jedynym miastem na świecie, które ma 2 drużyny, które wygrały światowe mistrzostwa klubów (nie weryfikowałem,  uwierzyłem na słowo:) ). Te drużyny to Internacional i Gremio. KAŻDY w Porto Alegre jest fanem jednej z nich. I jedni z drugimi cały czas się kłócą i próbują pokazać wyższość swojej drużyny. Na szczęście rękoczyny i inne brutalne zachowania należą do rzadkości i zdarzają sie praktycznie tylko podczas derbów POA, kiedy fani obu drużyn chodzą, często pijani, w koszulkach swojej drużyny i mogą z łatwością odróżnić przeciwników :P

Ja miałem to szczęście, że zostałem zaproszony przez jednego z moich współlokatorów (reszta kibicuje drugiej drużynie) i jego dziewczynę na mecz Internacional w Copa Libertadores (południowoamerykańska liga mistrzów). Co lepsze, mecz mogłem obejrzeć za darmo, ponieważ obydwoje należą do fanklubu i mają specjalne wejściówki na stadion :) Takiej okazji przegapić nie można! Wybraliśmy się w czwórkę (ich dwoje, ja i znajomy z Niemiec, który pomimo iż mieszka tu już pół roku, to na meczu jeszcze nie był).

W drodze na stadion mijamy tysiące fanów. Każdy ubrany w czerwoną koszulkę klubu (ja też dostałem jedną:) ). Ich widok już na zewnątrz jest niesamowity. Czerwone masy ludzi kłębiące się wokół stadionu, skandujące nazwę swojej drużyny. Stadion Internacional’u jest bardzo duży. Podobno wyposażony jest w ponad 50tys miejsc siedzących! Jak na stadion klubowy to chyba ogromna liczba. Możecie sami ocenić po kilku zdjęciach, które zamieszczam poniżej:

stadion_ja 

stadion1

stadion2

stadion3To co dzieje się na stadionie to prawdziwa burza emocji. Kibice raz skandują nazwę swojej drużyny, śpiewają piosenki na ich cześć, by zaraz później wykrzykiwać obelgi pod adresem swoich piłkarzy. Krzyczą gdy piłkę dostaje ten, którego nie lubią, skandują gdy na boisko wychodzi gwiazda drużyny, potem buczą gdy przeciwnik ma out i tak na zmianę. Słowem chaos emocji :)

Nie jestem specjalistą od piłki, ale wydaje mi się, że również sam styl gry jest tutaj inny niż w europie. Bardziej żywiołowy, energiczny. Mniej taktyki, więcej radości z biegania za piłką. Dzięki temu też i bardziej emocjonujący :) Na deser wrzucam krótki filmik z meczu. Jakość niestety nie jest najlepsza, bo nagrywany telefonem, ale zawsze coś :)

Dla zainteresowanych mecz odbywał się pomiędzy drużynami Internacional i Cerro Porteño z Urugwaju. Jako że na mecz przyszło dwóch obcokrajowców (tak) to nasza drużyna wygrała 2:0 i radzi sobie całkiem dobrze w całych rozgrywkach :) Następnym razem muszę pójść na mecz drugiej drużyny, żeby nie narazić się reszcie współlokatorów ;)

Churrasco i Caipirinha

Wow, no to dotarłem na drugi koniec świata! Ostatni tydzień miałem mocno zajęty i nie miałem nawet czasu nic napisać. Postaram się teraz nadrobić zaległości :)

Ledwo zdążyłem się wyspać po podróży, a tu już dzień po zostałem zaproszony przez moich współlokatorów (tak, tego jeszcze nie pisałem, ale mieszkam z trzema Brazylijczykami i Kolumbijczykiem) na tradycyjnego Brazylijskiego grilla, którego zwą tutaj ‘churrasco’. Jest to danie typowe dla tego regionu Brazylii i wprost uwielbiane przez wszystkich w Rio Grande do Sul. Z tego co zauważyłem, to churrasco jest tutaj robione tak często jak się tylko da.

Cała impreza odbywała się poza miastem (prawie godzina jazdy samochodem!) u znajomych mych współlokatorów. Co ciekawe mieszkali oni nie na normalnym osiedlu, czy miasteczku, ale na podmiejskim luksusowym osiedlu domków jednorodzinnych z tym że strzeżonym przez całodobową ochronę (bramy, przepustki itp.), otoczonym murem i drutami pod napięciem. Słodko ;)

Co to jest tak właściwie to churrasco i czym się różni od normalnego grilla? Otóż przygotowywane jest w czymś co przypomina nasze kominki, ale bez jakiegokolwiek zamknięcia. Przyrządzane mięso to w 90% wołowina. Dokładnej metody nie znam, ale duże kawałki obtaczane były w gruboziarnistej soli, bo czym nadziewane na ruszt i pieczone nad węglem. Smakuje wyśmienicie. Podawane było z bułeczkami zapiekanymi z masą pomidorowo-majonezowo-jakąśtam. Niesamowite! Niestety nie zabrałem ze sobą aparatu, więc na razie wrzucam zdjęcie churrasco z internetu, jak pójdę na następne, to tym razem nie zapomnę o zdjęciach :)

churrasco Nie samym jedzeniem człowiek żyje, więc było również coś do picia. Jak Brazylia, to nic innego jak Caipirinha być nie może. Ta tutaj smakuje znaaaacznie inaczej niż to co można kupić w Polsce i jest wyśmienita! Dla tych co jeszcze nie wiedzą co to takiego: caipirinha to drink robiony z soku z limonki, lodu, cukru trzcinowego i cachaçy. Cachaça (czyt. kaszasa) to mocny, bezbarwny alkohol wyrabiany ze sfermentowanej trzciny cukrowej. Oczywiście swego zdjęcia też nie mam i muszę się posiłkować internetem:

461px-Caipirinha2

Nie dość ze drink jest pyszny, to jest jeszcze bardzo tani. Limonki są tu prawie najtańszym owocem,  a cena cachaçy jest wprost nieprawdopodobna, bo butelkę 1l można dostać już za 5 R$, co równe jest ok 7-8zł. Przypominam, że ten alkohol ma ponad 35%…

Zeby było ciekawiej, to następnego dnia po tej imprezie miałem drugie churrasco w domu… :) Tym razem jednakże głównie z kurczaka, ale przyrządzonego bardzo smacznie!