Moja pierwsza podróż w Ameryce Łacińskiej. I to w tydzień po przyjeździe. Ponieważ w Brazylii Wielki Piątek jest dniem wolnym od pracy, wybraliśmy się do najbliższego kraju na kontynencie, czyli Urugwaju (ok 400km od Porto Alegre, co jest naprawdę niewielką odległością, biorąc pod uwagę to, że najbliższe duże miasto brazylijskie – Curitiba jest oddalona o ponad 700km). Co prawda nie zwiedziliśmy żadnego większego miasta, ale zobaczyliśmy historyczny fort obronny, ocean i miasto graniczne.
Podróż zaczęliśmy w czwartek wieczorem. Poza mną wybierała się grupa AIESECerów z Porto Alegre oraz kilku praktykantów z: Chin, U.S.A., Kolumbii i Portugalii. Mi przyszło jechać samochodem z Igorem (Brazylijczyk polskiego pochodzenia, niestety w naszym pięknym języku zna tylko kilka podstawowych zwrotów) i jego dziewczyną. Po drodze zatrzymaliśmy się w przydrożnym Motelu nienajlepszej jakości. Świadczyć o tym może sam fakt, że pokoje wynajmowało się na godziny… Poniżej zamieszczam kilka zdjęć które ukazują po trosze styl tego miejsca ;)
Przypadkowy “współlokator” z łazienki…
Następnego dnia kontynuowaliśmy podróż do Urugwaju, a celem pośrednim (nie dla wszystkich, ponieważ zdawało się, że dla współtowarzyszy z mojego samochodu był to cel główny…) była miejscowość graniczna Chuy (czyt. Szui). Tam znajdowała się niezliczona ilość sklepów bezcłowych i wielki kontrasty pomiędzy nimi a otaczającą architekturą i infrastrukturą. Nie będę się rozwodzić co do samego miejsca, myślę, że same zdjęcia powiedzą znacznie więcej.
kilka zdjęć wykonanych z samochodu:
i te nie z samochodu:
pralnia przy stacji benzynowej
warsztat samochodowy
lokalny “transport”
panorama rodem z gry “Fallout” czyli po wojnie atomowej ;)
kolejny warsztat samochodowy o jakże trafnie dobranej nazwie ;)
“Garaż, nie parkować”
przepięknej urody śmietnik
Naszym punktem docelowym była miejscowość Fortaleza de Santa Tereza czyli w wolnym tłumaczeniu Fort Świętej Teresy. Mieszkaliśmy na campingu mieszczącym się na terenie wojskowym położonym na wybrzeżu Oceanu Atlantyckiego. Zaraz przy campingu znajdował się również historyczny dla tego regionu fort obronny (stąd nazwa miejscowości) liczący sobie ok. 300 lat. Niestety własnych zdjęć z niego nie posiadam, gdyż znacznie bardziej urzekł mnie zachód słońca i do środka już nie wszedłem. Poniżej kilka zdjęć owego zachodu słońca:
Z innych ciekawych rzeczy (dla europejczyków raczej) to roślinność. Pomimo, iż klimat w Urugwaju wcale nie należy do tropikalnych, szata roślinna jest dość ciekawa, prawdopodobnie nie będzie widać wszystkiego na zdjęciach, ale dla zainteresowanych wrzucam je poniżej:
Dodatkowo za uprzejmością Daviego i Joany umieszczam kilka zdjęc znad oceanu (mój aparat przebywał niestety w zamkniętym samochodzie… )
Andrzej Zdobywca
Wspólna panorama, niestety krzywo sklejona…
Niestety jak, widać na zdjęciach pogada specjalnie nie dopisała, ale mimo wszystko uważam ten wyjazd za udany. Oprócz zwiedzania udało nam się także załapać na koncert na plaży w nocy, więc i zabawy też trochę było :)
Poniżej mały bonus oraz pełny album ze zdjęciami (in progress…):
Ilu Brazylijczyków zmieści się w jednym Volkswagenie?
moja odpowiedź to 20 ? :) T or F ?
OdpowiedzUsuńno cóż Urugwaj tak prócz natury nie zachwyca za bardzo :D ale na tym campingu nic was nie pogryzło, są tam jakieś niebezpieczne owady, tudzież gady? :]
Zachód słońca na 5 ;) i w końcu pojawiła się plaża( nie brazylijska no ale na razie niech będzie ;) pzdr!
hehe, urugwaj jest ladny, ale to biedne wsie byly. owadow to chyba nie ma, no moze oprocz komarow, ktore mnie troche pogryzly. wezy tez nie ma ani pajakow. moze w glebi ladu, ale nie tutaj...
OdpowiedzUsuńczyli jeżeli chodzi o Volkswagen nie ma poprawnej odpowiedzi ?:D:D
OdpowiedzUsuńnaliczylismy cos ok 15 :P
OdpowiedzUsuń